Rok zmian

by - 13:00

Bóg w wielkim mieście
Czasami tak bardzo się staramy. Usilnie za czymś biegniemy. W końcu siadamy, rozkładamy z bezradności ręce, poddajemy się, a wtedy wkracza On...

Całe życie- gonitwa. Za wykształceniem, za akceptacją, pracą. Każdej z dziedzin poświęcałam się bezgranicznie. Kiedy kroiła się perspektywa pracy- myślałam tylko o niej, zaniedbując inne sfery życia. 

"Żoną miałam być, miał być ślub i wesele też" i było. A po tym wszystkim,jak to zwykle bywa pościg za innymi szlachetnymi celami. Rok, drugi- cisza. "Boże dlaczego?". "Ja to mam beznadziejnie. Zawsze pod górę".

Czas ku temu był nienajlepszy. Nowa praca, remont mieszkania- a chciało się zapalczywie więcej i więcej. 

Dobrze, że jest Ktoś mądrzejszy od nas. Kto wie, że to nie czas i miejsce, nie warunki i siły. I żyjesz sobie tak ze złością, aż w pewnym momencie odpuszczasz, zdając się na Niego. "Rób jak chcesz, może wiesz lepiej! Jestem już zmęczona! Muszę odpocząć! Nie mam siły!". 

Odpuściłam. W pracy było ciężko. Dom okazywał się jedynym azylem. Wracałam do niego jak na skrzydłach wiedząc, że czeka tam na mnie mąż, jakieś drobne prace domowe i święty spokój. Na nic innego nie miałabym siły.

Po ponad dwóch latach poświęcania się pracy nadeszło widmo zwolnienia, bądź degradacji. Grunt usunął mi się pod nogami. "Przyszły rok będzie ciężki, nie wiem czy uda mi się Pani zagwarantować pracę". "Co!? Jak to możliwe? Tyle starań, poświęceń? I co? Na bruk?". Tak to jest, uganiasz się za pracą, walczysz żeby w niej przetrwać i dowiadujesz się, że pracodawca musi zapewnić etat "starym" pracownikom mimo, że ceni Twoją pracę.

Załamka.

Chodzisz do pracy jak w letargu. Czujesz się źle. Ciągle ci gorąco, duszno, nie masz siły. "Do cholery! Co jest grane? Tak mnie to zabolało, że zaczynam chorować? Teraz? Naprawdę?". Ludzie z pracy, którzy najchętniej utopiliby Cię w łyżce wody zaczynają się tobie przyglądać, obserwują. I pewnego dnia osoba, w sumie życzliwa podchodzi z hasłem "Ty aby nie jesteś w ciąży?". "Co ja w ciąży!?". Dobre żarty. Ja umieram ze strachu o "chleb", a tu takie insynuacje.

Robię test. Na pewno to nie to. To przemęczenie, nerwy. I co? Dwie kreski!

Kończy się pewien etap i zaczyna kolejny. Praca zeszła na plan dalszy, przez rok jakieś pieniądze będą, a za kolejny rok jak Boże pozwolisz może będzie lepiej z pracą, ze zdrowiem.

Odpuściłam. I pielęgnuję to, co dałeś.

Wiem, że jak będę w potrzebie- chleba mi nie odmówisz. Już nie gonię. 

"Wspaniały dawco miłości,składamy na Twoim Stole
wszystko, co mamy,
wszystko, co mamy,
choć i tak
to od wieków jest Twoje.

Wspaniały dawco miłości,
składamy na Twoim Stole
radość i szczęście,
trudy i znoje,
choć i tak
to od wieków jest Twoje".



You May Also Like

0 komentarze

Instagram